Forum Moja droga Strona Główna Moja droga
Forum religijne
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Wybrać rodziców czy związek? :(

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Moja droga Strona Główna -> Masz problem..?
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
annik
Początkujący
Początkujący



Dołączył: 06 Lis 2016
Posty: 7
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 21:23, 01 Gru 2016    Temat postu: Wybrać rodziców czy związek? :(

Nie wiem czy ktoś będzie w stanie mi poradzić, ale może chociaż ktoś z Was spróbuje ukoić moje wyrzuty sumienia względem wszystkich, którzy są mi bliscy.
Mam ojca po wylewie, który nie pracuje, siostrę z dziecięcym porażeniem mózgowym i mamę, która też już podupada na zdrowiu. Latem skończyłam studia i mama poprosiła mnie, żebym na kilka miesięcy, może na rok, wróciła z dużego miasta gdzie studiowałam, do domu, żeby trochę pomóc, spróbować pozamykać albo po prostu ogarnąć różne sprawy. Bardzo mi było trudno to zrobić, ale to zrobiłam.
W mieście został mój chłopak, który mieszka ze swoją matką. Coraz częściej kłócimy się o to, że jestem w domu. Jestem z nim od dwóch lat i zanim zostaliśmy parą mówiłam mu jaką mam sytuację w domu, że często jeżdżę i pomagam, bo nie mamy więcej żadnej rodziny i jesteśmy zdani na siebie. On to zaakceptował. Teraz coraz częściej słyszę, że mam go gdzieś, że on nie jest najważniejszy, że mu nie pomagam, że zostawiam go samego itp. Przyjeżdżam do niego co drugi weekend, bo on zaocznie studiuje, więc jak nie ma zjazdów, to przyjeżdżam. Kilka razy mi się nie udało, bo musiałam zostać z siostrą, albo tatę zawieść do lekarza. Za każdym razem on czuł się bardzo poszkodowany. Z jednej strony to rozumiem, ale z drugiej jest mi żal, że on nie rozumie do końca tego, że moi rodzice nie mają nikogo oprócz mnie i że muszę i przede wszystkim chcę im pomagać, bo tak mnie wychowali. On uważa, że moi rodzice są nieporadni, że powinnam się wyprowadzić i zostawić ich samym sobie, a jeśli nie dają sobie rady z moją siostrą, to powinni ją gdzieś oddać. O tym akurat nie ma mowy, za bardzo ją kochamy, ona ma prawie 30 lat, ale mama się nią dobrze opiekuje i nie wierzę, nie wierzę za nic w świecie, że w jakimś ośrodku poświęcano by jej tyle uwagi, dawano tyle miłości ile my, mimo codziennego wyrzeczenia i cierpienia, dajemy.
Od kilku dni bez przerwy rozmawiamy o tej sytuacji i każda taka rozmowa kończy się moim płaczem, bo nie mam już psychicznej siły. Serce mi się kraje kiedy słyszę jak mówi, żebym przyjechała, bo nie chce siedzieć sam, a z drugiej strony wiem, że w domu jestem bardziej potrzebna, bo wyręczenie nawet w drobnostkach jest dla moich rodziców czymś wielkim.
Pracuję zdalnie, więc dla mojego pracodawcy nie ma znaczenia gdzie mieszkam. Chcę z rodzicami zostać do października, a potem wrócić do miasta na studia doktoranckie. Mój chłopak nie może tego znieść, dla niego to za długo, a ja nie wiem, co robić.
Rodzicie i siostra, to moja najbliższa rodzina. Zawsze mieliśmy ciężko, ale trzymaliśmy się razem. Zazdroszczę znajomym, którzy robią, co chcą, podróżują, zakładają rodziny, ale z drugiej strony wiem, że w domu mnie potrzebują.
Mojego chłopaka nie wiem czy kocham na tyle, żeby zostawić ich teraz samym sobie. On nie rozumie, że nawet jeśli wyjadę do niego, to nie zaznam wewnętrznego spokoju i będę się o nich bała. Jego zdaniem przesadzam, bo nikt u mnie w domu nie jest umierający. Może i nie jest, ale widzę o ile im lżej, kiedy jestem.
Nie wiem czy jest dla nas przyszłość, skoro mamy zupełnie inne podejście do rodziny. Boli mnie kiedy słyszę od niego, że moi rodzice są niezaradni, nieporadni, nie umieją się ogarnąć itp. Boli, bo wiem, że tak nie jest. Po prostu od jakichś 3 lat dopadł nas gorszy okres, rodzice podupadli na zdrowiu, siostra trochę też, trzeba często jeździć do lekarza do miasta wojewódzkiego 130 km. To wszystko wymaga czasu i logistyki.
Kiedy ja pomagam im, karmię albo przewijam siostrę, albo robię tacie kanapki, bo mu ciężko stać przy stole, on siedzi w swoim pokoju i gra. Wiem, że ma pracę i studia, ale potem jest już wolny, może robić, co chce, a ja żyję w zupełnie innym świecie.
Może poniekąd na własne życzenie, ale nie umiem inaczej. Nie chcę mu robić krzywdy, bo wiem, że co nie zrobię to będzie źle i ktoś będzie cierpiał.
Jeśli możecie, podnieście mnie jakoś na duchu albo pocieszcie, bo mi bardzo ciężko.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Bobo
VIP
VIP



Dołączył: 24 Lut 2010
Posty: 1957
Przeczytał: 1 temat

Pomógł: 18 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 16:42, 02 Gru 2016    Temat postu:

Niełatwo, niełatwo...
Skoro weszłaś na forum biblijne, to może odpowiem pewną myślą biblijną:

Dlatego mężczyzna opuści ojca i matkę i przylgnie do swej żony, i staną się jednym ciałem
(Rodz 2:24)

Z jednej strony rozumiem, że chłopak chce CIEBIE ale bez pakietu. Mężczyźni na ogół rzadko kiedy wytrzymują taką sytuację. Wg. powyższej zasady biblijnej dzieci i rodzice powinni mieszkać osobno. Doświadczenie pokazuje podobnie, że relacje między małżonkami potrafią się popsuć, gdy mieszka się u rodziców/teściów.
Natomiast zastanawia mnie inna rzecz... opieka nad chorym to zadanie wymagające dużych sił fizycznych i psychicznych, a opieka nad dwoma chorymi wymaga już nadludzkich sił.
Czy masz ich aż tyle? Dzisiaj może tak, ale jutro? Co wtedy, gdy mama jeszcze bardziej podupadnie na zdrowiu? Dasz radę zaopiekować się trzema osobami? A jak ty 'siądziesz'?
Tak to przynajmniej mąż by ciebie wspierał. A jak go nie ma to prędzej czy później powróci kwestia opieki nad wami wszystkimi.
Rozumiem, że siostra będzie jej potrzebowała do końca swojego życia.
Czy można pogodzić jedno z drugim?
Czy ktoś dochodzący nie mógłby doraźnie pomagać mamie w piece, dopóki jeszcze może coś zrobić?
Jakaś pomoc społeczna, opłacana opiekunka?
Inny problem to... uzależnienie. Polega to na nieracjonalnym wmówieniu sobie, że... tak jak ja się zaopiekuję to już NIKT nie zrobi lepiej. Sorry, że tak piszę, ale mam podobną sytuację wokół siebie.
Naprawdę mamy dość dobrze wyspecjalizowane ośrodki ze świetnym personelem.
A gdybyś tak kilka z nich odwiedziła w celu rozeznania?
Jeśli to nie wchodzi w grę, to wątpliwe, abyś znalazła męża, który pójdzie za Tobą i to jeszcze do małej miejscowości, gdzie zapewne problem z pracą i utrzymaniem.

Inne rozwiązanie to... może w okolicy, są też inni niepełnosprawni? Załóż swoje prywatne hospicjum i zawodowo opiekuj się chorymi, nie tylko swoją rodziną. Ale to są koszty i inwestycja...
Zapewne nie pomogłem, ale może kogoś innego, męski punkt widzenia, ci się przyda.
Pozdrawiam!
Bobo


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Nathaniel
VIP
VIP



Dołączył: 12 Lut 2010
Posty: 846
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 11:26, 08 Gru 2016    Temat postu:

Niestety ale twój chłopak to egoista, który uważa, to on ma być najważniejszy. Po tym jak powiedział by oddać siostrę zakończył bym znajomość. Niestety taka jest prawda.

Takie sytuacje pokazują prawdziwy charakter człowieka i lepiej zakończyć to wcześniej i znaleźć inną odpowiednią osobę niż męczyć się z takim przez całe życie.

Jeśli cię kocha i chce być z Tobą to niech zaakceptuje Twoją sytuację.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Piotrek z Warszawy
Doświadczony
Doświadczony



Dołączył: 10 Maj 2010
Posty: 78
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Lubin

PostWysłany: Wto 16:56, 13 Gru 2016    Temat postu:

Mnie się nóż w kieszeni otwierał, jak czytałem w Twoim poście, jak to Twój chłopak chce być najważniejszy i tak dalej. Jestem po Twojej stronie w tym, abyś pomagała swojej rodzinie. Gdybym kochał swoją dziewczynę, nie byłoby to dla mnie problemem. Byłbym szczęśliwy, że jestem z kimś, kogo kocham.

Zastanawiam się, czy dąsy Twojego chłopaka nie są spowodowane tym, że może jest zazdrosny, wyobraża sobie nie wiadomo co, gdy Cię nie ma i jesteś daleko.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ateistka28Best
Początkujący
Początkujący



Dołączył: 08 Gru 2016
Posty: 9
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 10:49, 30 Gru 2016    Temat postu:

Moim zdaniem rozważniej jest postawić na rodziców. Po rozłące z dziewczyną, będzie trochę [link widoczny dla zalogowanych], ale potem będzie dobrze.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
annik
Początkujący
Początkujący



Dołączył: 06 Lis 2016
Posty: 7
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 20:17, 03 Lip 2017    Temat postu:

To znowu ja. Minęło ponad pół roku i trochę się zmieniło. Dziś pytanie w poście zadałabym inaczej - wybrać rodziców czy siebie? Egoistycznie, ale wiara wiarą, a życie życiem. Mój chłopak mnie zostawił. Ma już nową dziewczynę i normalne życie o jakim marzył. Nie mam nawet do niego pretensji, czasami nawet myślę, że dobrze zrobił. Zostałam więc w pewnym sensie sama. W domu jest jak było. Pracę mam zdalną, więc jestem w domu cały czas. Nie mam za bardzo się z kim spotkać, bo moi znajomi raczej są w wielkich miastach i żyją swoim życiem. O związku już przestałam nawet marzyć. Wszyscy się tu znają, nikt nowy się tu nie pojawia, raczej wszyscy wyjeżdżają, więc chyba czeka mnie samotne życie, a coraz częściej czuję coś na kształt instynktu macierzyńskiego, czuję, że chciałabym stworzyć swoją własną rodzinę, mieć własne dzieci, wychować je po swojemu.
Mama ma do mnie żal i mówi, że robię rodzicom wielką krzywdę mówiąc czasami w nerwach, że mi tu źle, że to dziura, że jestem jak w niewoli. Wszyscy jesteśmy psychicznie zmęczeni, ale mnie przeraża to, że mijają mi chyba najlepsze lata mojego życia.
Chciałabym móc się czymś pocieszyć, widzieć jakąś szansę na dobrą przyszłość. Naprawdę nie chcę nic wygórowanego. Niektórzy marzą o sławie, pieniądzach, a ja chciałabym tylko trochę wolności, miłości, normalnej pracy i życia, którym żyją miliony ludzi.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
tomekl
Początkujący
Początkujący



Dołączył: 27 Sie 2012
Posty: 11
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tarnów

PostWysłany: Czw 10:40, 06 Lip 2017    Temat postu:

Postaw na siebie. To nie egoizm, to rozsądek.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
annik
Początkujący
Początkujący



Dołączył: 06 Lis 2016
Posty: 7
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 19:16, 02 Gru 2017    Temat postu:

To znowu ja. Minęło kolejne pół roku i kompletnie nic się nie zmieniło. Może tyle, że coraz częściej kłócę się z mamą. W sierpniu straciłam pracę. Siedzę więc w domu i zajmuję się sprzątaniem, czasem gotowaniem, wożeniem wszystkich do lekarza, pomagam przy siostrze. Wieczorem włączę sobie jakiś film i do rana znowu to samo. Nie mam się z kim spotkać, nie mam jak się rozerwać. Coraz bardziej mnie boli, że nie mam nic swojego i coraz bardziej przeraża mnie myśl, że zostanę całkiem sama. Czuję powołanie do założenia rodziny. Tyle kobiet teraz na prawo i lewo opowiada jak to nie chce mieć dzieci, chce się realizować itp. Ja też chcę. Ale ja chcę chodzić do normalnej pracy i mieć rodzinę. Chcę mieć męża i urodzić temu mężowi dzieci. Chcę z nim budować swój dom i wychowywać dzieci. Z pracą jest tu słabo. Jestem wykształcona, ale nasza rodzina pewnie uchodzi za dziwną z powodu podporządkowania się opiece nad chorymi (niestety, ale taka jest prawda, da się to odczuć). Nie mamy tutaj też innej rodziny. Pracę raczej dostaje się po znajomości (taka też jest niestety prawda). Tabuny moich telefonów i wysyłanie CV nie pomagają. Jestem bez pracy, bez pieniędzy, bez perspektyw. Nie mogę wyjechać na dwa dni do koleżanki bez sprawdzania w kalendarzu na 3 miesiące do przodu czy tego dnia ktoś nie ma wizyty u lekarza. Coraz częściej kłócę się z mamą. Mówi mi w nerwach, że skoro mi tak źle, to mam się wyprowadzić. Albo mówi mi, że przecież mogę robić, co chcę. Mogę sobie pojechać do dużego miasta, a oni...będzie co będzie, albo sobie dadzą radę, albo zginą. To nie pomaga. Koleżanka zaproponowała mi Sylwestra. Powiedziałam dziś mamie, że się zastanawiam czy skorzystać, bo już mi się nawet nie chce z ludźmi spotykac, nie umiem się cieszyć. Mama mi powiedziała, że na moim miejscu by nie jechała. Ja na to powiedziałam, że mam prawie 30 lat, a nigdy nie byłam nigdzie na Sylwestra, że trochę mi się chce. Moja mama stwierdziła, że to znowu wypominanie im, że nie jestem wolna, mam przez nich zmarnowane życie itp. Naprawdę nie o to mi chodziło. Kiedy nie mogę gdzieś pojechać, to nie mogę, ale tego Sylwestra akurat by się dało zrobić, a naprawdę nigdy nigdzie nie byłam. Mama też często mówi, że studia mnie zmieniły na gorsze. Pewnie ma na myśli, że zobaczyłam inne życie, rozwinęłam się i chciałabym dla siebie i dla nich czegoś lepszego. Poniekąd ma rację. Gdybym wiedziała, że usłyszę coś takiego i będę przeżywać takie wewnętrzne dylematy, to bym na nie nie poszła. Jest mi bardzo cieżko. Po tej rozmowie o Sylwestrze mama się do mnie nie odzywa. Idę co jakiś czas do pokoju coś do niej zagadać, ale nie reaguje. Staram się ją i wszystkich zrozumieć, ale nie czuję, że ktoś próbuje zrozumieć mnie, że nie widzę dla siebie przyszłości, że się boję, że zostanę sama na świecie. Mama mi też mówi, że mam słabą psychikę i podaje przykład osoby, która na moim miejscu nie reagowałaby płaczem na wszystko. Tak, mam słabą psychikę, ale czy to znaczy, że moje emocje nie istnieją? Czasami myślę sobie, że nie mam po co żyć. Nie mam żadnej motywacji, żadnej radości. Przygniotło mnie to wszystko. Najchętniej leżałabym cały dzień pod kołdrą na zmianę płacząc i śpiąc.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
annik
Początkujący
Początkujący



Dołączył: 06 Lis 2016
Posty: 7
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 19:25, 02 Gru 2017    Temat postu:

Dodatkowo mój tata staje się nie do wytrzymania. Zrobił się bardzo przewrażliwiony na swoim punkcie. Ciągle krzyczy, zwraca mi na wszystko uwagę, jest opryskliwy, potrafi nawet po mnie pojechać. Usprawiedliwiam go za każdym razem, jak tylko się da, ale boli, bardzo boli.
Ciągle wydaje mi się, że przesadzam, że z kazdej strony dochodzą do mnie głosy, że nic się złego nie dzieje, że na siłę szukam problemu. Nie potrafię już ocenić żadnej sytuacji. Nie czuję, ze ktoś mi chce pomóc.
Jestem naprawdę załamana. Mówię czasem mamie, że jeszcze mam jakieś resztki sił, że coś zrobię, że nie skończę taka zgorzkniała i zamknięta w domu, bez wolności, bez cienia radości. Mama mi czasem mówi, że może Bóg tego dla mnie właśnie chce.
Może z punktu widzenia wiary mówi dobrze, ale ja potrzebuję jakiejś otuchy, potrzebuję, żeby mnie ktoś wyciągnął na brzeg, a takie słowa pchają głębiej do wody.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Bobo
VIP
VIP



Dołączył: 24 Lut 2010
Posty: 1957
Przeczytał: 1 temat

Pomógł: 18 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 16:54, 03 Gru 2017    Temat postu:

Albo niech rodzice sami podejmą decyzję co zrobić ZE SOBĄ. Może niech sobie pójdą RAZEM do jakiegoś domu opieki i dadzą Tobie spokój, jeśli CIEBIE KOCHAJĄ, albo Ty wbrew ich woli pojedź do jakiegoś dużego miasta a wtedy rodzice SAMI będą usieli znaleźć rozwiązanie dla siebie.
Być możesz jesteś wobec wyboru:
Albo chorzy rodzice wpędzą cię w depresję, albo zapewnisz im opiekę i pokierujesz SWOIM życiem ku lepszemu.
Twój wybór.
Rodzice mogą czasami być TOKSYCZNI, bez względu na to czy są chorzy czy też nie.
Nie daj się zatruć.


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Magdalena Kotarska
Początkujący
Początkujący



Dołączył: 29 Gru 2017
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bydgoszcz

PostWysłany: Pią 10:54, 29 Gru 2017    Temat postu:

Uważam, że rodzice nie mają prawa obciążać Cię odpowiedzialnością za ich życie. Można pomagać, ale "prośba" o przyjazd na rok do domu, żeby podomykać ich sprawy...
Przecież są rozwiązania na takie przypadłości,
Opieka społeczna
hospicja
organizacje zajmujące się niepełnosprawnymi
i masa innych.
To nie może być na Twojej głowie, bo masz prawo do życia z rozpostartymi skrzydłami.


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
annik
Początkujący
Początkujący



Dołączył: 06 Lis 2016
Posty: 7
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 22:26, 08 Mar 2018    Temat postu:

To znowu ja. Bardzo to wszystko się odbija na moim samopoczuciu, wierze w siebie, patrzeniu na przyszłość itp. Zauważam, że brakuje mi już na wszystko cierpliwości, robię się zgorzkniała i czuję, że życie mi ucieka przez palce, czuję się bardzo samotna, chciałabym ułożyć sobie z kimś życie, a nie mam nawet jak kogoś poznać, bo moje życie to dom na prowincji. Ludzi w moim wieku tu praktycznie nie ma, bo albo zostali po studiach w dużych miastach, albo wyjechali gdzieś za pracą. Gdyby nie to, że mam przyjaciółkę ze studiów, z którą raz w tygodniu rozmawiam przez telefon, jedynymi ludźmi z jakimi mam kontakt byliby rodzice i siostra.
Nie pracuję, więc nie mam pieniędzy. Jak idę na zakupy, to kupuję to, co jest potrzebne wszystkim. Ostatnio moja mama zauważyła, że nie mówiąc jej kupiłam takie mokre chusteczki do ścierania kurzu i powiedziała, że nie jest informowana o wszystkich zakupach, jakie robię. Chusteczki to bardzo wielki problem, bo moja mama uważa, że są beznadziejne i rozleniwiają ludzi, bo trzeba dokładnie sprzątać, a nie wyręczać się jakimiś wymysłami. Dodatkowo bardzo denerwują ją wszelkie zapachy. Wiem, że czasem od zbyt intensywnych boli ją głowa. Chusteczki mają zły zapach, ja jak użyję perfum, to też prawie zawsze komentarz, że za wcześnie na perfumy i ten zapach przeszkadza, albo za późno i ten zapach przeszkadza, albo w ogóle ten zapach jest zły. Zmywacza i lakieru do paznokci używam tylko w łazience, a i tak praktycznie zawsze usłyszę komentarz, że znowu śmierdzi tym świństwem. Ja wiem, że to śmierdzi chemią, ale nie robię tego codziennie, a jak już robię, to uciekam do łazienki, bo już odpowiedniejszego miejsca do tego w domu nie ma. Naczynia też źle myję, bo używam za dużo płynu, a płynu trzeba używać bardzo mało, albo nawet w ogóle, tylko trzeba porządnie myć. Za dużo też używam ręczników papierowych w kuchni. Wiadomo, że nigdy nic nie zrobię tak dobrze i dokładnie jak ona (szczególnie jeśli chodzi o sprzątnie), a na mój argument, że przez tyle lat na studiach dbałam o siebie sama, sama sprzątałam itp., odpowiada, że to żaden argument, bo miałam tam do ogarnięcia tylko swój pokój, a nie całe mieszkanie. Jak chce mi coś zreferować albo opowiedzieć, to muszę utrzymywać kontakt wzrokowy i odłożyć na bok komputer, książkę, czy cokolwiek mam, bo ją to denerwuję jak gdzieś zerkam, czuje się wtedy olewana. Rozumiem to, ale ja czuję się wtedy jak na uwięzi. Już nie mówiąc o tym, że prawie codziennie słyszę jak to studia mnie zmieniły na gorsze, bo wyrażam swoje zdanie na każdy temat i krytykuję to, co mi się nie podoba. Nie widzę nic złego w tym, że w swoim rodzinnym domu, wśród rodziców, skomentuję jakąś sprawę, o której mówią w tv, albo nazwę wieśniakiem i zwyrodnialcem kolesia, który skatował psa. No co, mam powiedzieć, że dobry z niego chłopak? Nie chodzę i nie bluzgam na ludzi, nikogo na ulicy nie wyzywam, paniom przy kasie w Biedronce zawsze mówię: „dzień dobry”, „dziękuję” i „do widzenia” i nawet się do nich uśmiecham, bo po prostu taka jestem, nie robię tego sztucznie ani na pokaz. No, ale jak mówię to mojej mamie, albo podaję jej jakiś przykład sytuacji, kiedy komuś pomogłam, albo stanęłam w czyjejś obronie, to słyszę, że się wybielam i zasłaniam kilkoma dobrymi sytuacjami wszystkie złe, które robię. I tak w kółko. Ostatnio też dostałam kazanie za to, że powiedziałam, że się boję, że mam tutaj mniejsze szanse (żeby nie powiedzieć, że zerowe) na ułożenie sobie życia, bo tu nikt nie przyjedzie, wszyscy stąd uciekają. To moja mama wtedy mówi, że mogę kogoś poznać i w Biedronce. Wiadomo, że teoretycznie mogę, ale realistycznie na to wszystko patrząc, to średnio to wszystko wygląda. Na to z kolei słyszę, że za mało ufam Bogu itp. No, pewnie za mało. Na dobrą sprawę, to nie wiem, czy w niego wierzę. Ale słyszę dość często, że może to właśnie przez moje herezje i mój jad tak się od nas nieszczęścia i kłopoty nie chcą odczepić. W każdym razie wszystko sprowadza się do tego, że jestem zapiekła, podła, zionę jadem, plotę herezje, gardzę ludźmi i ciągle się usprawiedliwiam. Ciągle czuję się niedoskonała, żeby nie powiedzieć, że po prostu zła i widzę jak to się przekłada na moje relacje z ludźmi, a szczególnie z mężczyznami. Ciągle mi się wydaje, że choćbym sama, bez niczyjej pomocy, poleciała na Marsa i z powrotem, to zawsze będę gorsza od wszystkich innych. Dla każdego. Ja wiem, że moja mama nie chce źle, ale dobrze mi tym wszystkim też nie robi, a nawet wręcz przeciwnie. Jest dobrym człowiekiem, poświeciła swoje życie opiece nad siostrą. Często powtarza, że świat studiów zabrał mi dużo, że się o tym jeszcze przekonam, że nie jest dumna z tego, że skończyłam dwa kierunki studiów, że jej to przeszkadza. Nie wiem, co robić. Jest nam bardzo ciężko, podejrzewam, że wszyscy mamy zespół wypalenia opiekuna, ale oddanie mojej siostry do jakiegokolwiek ośrodka nie wchodzi w grę. Mam wrażenie, że moja mama jest wobec mnie bardzo wymagająca. Nie pamiętam kiedy powiedziała, że mam w czymś rację, o ile w ogóle to kiedyś powiedziała. Nie pamiętam kiedy powiedziała mi coś dobrego. Bardzo potrzebuję dobrego słowa. Czuję się nikim, chęci do życia maleją mi z każdym dniem. Nic mi się nie chce i nic mnie nie cieszy. Mam wrażenie, że nic mi się nie należy, że moim przeznaczeniem jest nieszczęście i cierpienie, że nie mogę mieć lepiej niż rodzice. Nie mogę w nocy spać, mam gonitwę myśli, często nie mogę powstrzymać płaczu, żal mi samej siebie i nie wiem jak sobie pomóc.
Czy to moja wina, że psychicznie nie mam już na to siły?
Nie umiem już niczego obiektywnie ocenić. Boję się, że się jej czepiam, ale ciężko mi z tym, że nie mogę sama decydować o tym, żeby ściąć włosy, a ubiór w jakiejś publiczne miejsca muszę ustalać. Nie czuję się dorosła. Jest mi bardzo z tym źle.
Poradźcie, co robić. Jestem jeszcze młoda, a czuję się, jakbym miała co najmniej 100 lat.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Moja droga Strona Główna -> Masz problem..? Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin