Forum Moja droga Strona Główna Moja droga
Forum religijne
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

i trochę innych wypocin

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Moja droga Strona Główna -> Moja własna twórczość
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Lestath
VIP
VIP



Dołączył: 22 Sty 2010
Posty: 756
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 11:56, 18 Mar 2010    Temat postu: i trochę innych wypocin

Ze wspomnień Lestiego... a może wyobraźni:

Kochałem bawić się z moimi zwierzęcymi przyjaciółmi w gęsto zarośniętym mnogością przeróżnych listków i gałązek lesie. Każdego ranka, gdy wschodził pierwszy brzask złocistego słońca, wybiegałem, przepychając najpierw drewniane drzwi domu. Zeskakiwałem z trzech ostatnich stopni, aby zaoszczędzić przynajmniej sekundę. Podążałem jak w odwiecznym rytuale, ciężko oddychając, mijałem starca siedzącego ze swymi skrzypcami na moście, dźwięcznie ciągnącego sznur skocznych nut. Spieszyłem wzdłuż brzegu wąskiego koryta rzeki, dziko porośniętego zielonymi łodygami wysokich traw. Okoliczne ptactwo zlatywało się, by zanurzyć pióra małych skrzydełek w Lenie i chwilę odpocząć w jeszcze chłodnych porannych promieniach dnia, budzącego się z głębokiego, nocnego snu. Czasem wzbijało się w powietrze, spłoszone niespodziewanym hałasem. Uciekało, trzepocząc i kropiąc orzeźwiewającą rosą po źdźbłach tętniących życiem łąk. Ścigałem się z leniwym wietrzykiem dopóki nie spotkałem kucyka i reszty towarzyszy. Dla mnie cały ten świat pałał pełnią cudownej magii. Czułem się czarodziejem, szamanem, który potrafił rozmawiać z najmniejszym, najsłabszym nasionkiem silnego dębu, a ono chciało ze mną rozmawiać i nic nam nie przeszkadzało. Wypowiadałem setki zaklęć, słów do korzonków, kamieni porośniętych mchem. Choć nigdy nie usłyszałem odpowiedzi, ja wiedziałem, że rozumieją i z uwagą łapią sylaby uwalniane z mego głosu. Zawsze z zapartym tchem opowiadałem o niezwykłości krainy. Pragnąłem, by każda osoba poznała piękno jakie kryje się kilkaset metrów dalej, tuż za granicami płotów, okalających domostwa. Gestykulowałem, pokazywałem, opisywałem z oczami płonącymi obrazami tkwiącymi głęboko w pamięci. Nikt nie traktował mych historii poważnie, uśmiechając się tylko bądź wyśmiewając.
- Świat, w którym żyjemy jest światem cieni a magii w nim za grosz.

***

Nie mogłem zasnąć tamtej nocy, wierciłem się, przewracałem z boku na bok w miękkim posłaniu. Gorąco. Zrzuciłem na deski podłogi pierzynę, a po chwili zdjąłem zbędne ubranie i cisnąłem nim gdzieś w ciemny kąt pomieszczenia. Leżałem na nagim łóżku przykryty jasnym światłem gwiazd i księżyca, tłamszony ciężarem duszności. Granatowe sklepienie spokojnie odpoczywało, niczym nie rozpraszane, w niemal doskonałej ciszy, czasem przerywanej muzyką świerszcza zza okna. Otworzyłem je szerzej, by zatopić się w rzewnej melodii wrażliwego stworzonka. Drobnego i bezbronnego, a mającego władzę nad pięknym głosem. Z łatwością wdzierała się do pokoju i opanowywała mą świadomość, dogłębnie z bezlitosną delikatnością. Marzyłem, pragnąłem kontaktu z drugą osobą, z kimś, komu mógłbym przedstawić świerszcza, z którą razem pławiłbym się w nieskazitelnej nucie muzyka. Czas płynął a ja nadal tęskniłem, pragnąłem, nie zmrużywszy oka. Jakiś pijany mężczyzna wracał do domu, krzycząc ile sił w płucach karczmienne ballady o dzielnych wędrowcach i wiernych księżniczkach. Zagłuszył koncert robaczka swymi piwnymi wrzaskami. Urażony artysta uciekł, nie zagrał już. Cień ustępował, poganiany jeszcze słabym blaskiem, bojaźliwie wychylającego się słońca ponad korony drzew. Zdenerwowane pobudką niebo przybierało purpurowe barwy, przeplatane fioletem, błękitem. Podniosłem się zmęczony z legowiska i jak każdego poranka wybiegłem w kierunku lasu, lecz z mniejszym zapałem i ochotą. Dotarłem na miejsce, gdzie zwykle spotykałem przyjaciół. Nie było nikogo, ani za drzewem, ani za krzewem, ani za trawą. Usiadłem na wilgotnej ziemi, oparłem plecy o cienki pień chudej brzozy, czekałem. W oddali usłyszałem znane dźwięki. Muzyk znów zaszczycił mnie swą obecnością. Na chwilę przymknąłem powieki, aby lepiej poczuć przeżycia grajka. Ciemno… w ciemności melodia naprawdę istniała jak realny byt.

***

Ocknąłem się, gdy dźwięki muzyki ustały. Rozwarłem powieki dopominające się dłuższego odpoczynku. Słońce zachodziło za horyzontem, rzucając blade spojrzenie na swe odbicie w spokojnej rzece. Ptaki dopełniały wieczorną toaletę tuż przed snem, zanurzały łebki ile tylko mogły i roztrzepywały kropelki po całym tułowiu. Podniosłem się i z pośpiechem udałem w kierunku świateł, wydobywających się z okien odległej miejscowości. Cień w zawrotnym tempie pogrążał krainę w mroku, skrywając każdą drobną przeszkodę. Setki pułapek czekały, by pochwycić nierozważny krok ofiary. Zahaczyłem koniuszkiem buta o ostro sterczący z podłoża stary korzeń. Padłem na glebę, uderzając głową o twardą, zimną powierzchnię kamienia. Ból przeszył czaszkę, po czym rozrywał kolejno ku stopom wyczulone nerwy. Wiatr świdrował myśli, wirując w uszach. Krążyłem, gdzieś ponad gwiazdami i z trudem łapałem spowolniony oddech, naszpikowany lodowymi cierniami. Wszystko wymykało się spod kontroli, nie mogłem poruszyć dłońmi, nogami. Zasnąłem…
Obudziłem się w cieniu topoli, dzień znów gościł pomiędzy konarami. Byłem wypoczęty, wbrew zdziwieniu nic mnie nie bolało. Bez problemu wstałem, otrzepałem się z czarnych ziarenek i postanowiłem wrócić, by coś zjeść. Nie rozglądałem się zbytnio wokoło, głód nakazywał iść na wprost przez ścieżkę.
-Witaj
Na głazie obok siedziała drobna istotka, z której ust wydobył się wesoły głos zadowolenia, uśmiechała się. Długie, jasne, proste włosy opadały na delikatną skórę kruchych ramion. Trzymał skrzyżowane ręce na lekko podkurczonych pod brodę nogach Patrzyła niemal bezbronnymi, błękitnymi oczami, jakby prosząc odpowiedzi.
-Witaj. Znamy się?
Rozległ się głuchy huk, nie panowałem nad swoim ciałem.

***

Ponownie obudziłem się w cieniu topoli, słońce rzucało promienie pomiędzy liśćmi na ścieżkę, przebijając pasmami kołtuny mroku. Głód zażądał zaspokojenia. Ruszyłem w kierunku domu. Krok za krokiem stawiałem stopy na suchym podłożu. Zobaczyłem ją w oddali, szła powoli, nigdzie się nie spiesząc. Dogoniłem nowopoznaną, nie spostrzegła mojej obecności. Delikatnie zasłoniłem dłońmi jej oczy, cofnąłem je po chwili i pozwoliłem odwrócić się kobietce. Nic nie mówiła. Spoglądała z zatroskaniem w moje oczy. Rozpływałem się zniewolony błękitem. Także wpatrywałem się i nie chciałem przestawać. Nic nie było tak pięknym i cudownym jak owa chwila. Mały kosmyk poruszony lekkim powiewem wiatru przeciął w połowie czoło i zasłonił lewe oko. Delikatnie, z najwyższą czułością na jaką potrafiłem się zdobyć, odgarnąłem go na bok, by odsłonić dotychczasowy widok. Objąłem ostrożnie ramiona w obawie o reakcję.
-Tak, znamy się i to bardzo dobrze, chodź pokaż mi.
Nie wiedziałem o co chodzi jednak instynktownie postanowiłem zabrać dziewczynę w miejsce dla mnie wyjątkowe, wręcz magiczne. Złapałem niepewnie jej dłoń i prowadziłem w odwrotnym kierunku niż dotąd zmierzałem. Dotarliśmy w końcu na skraj lasu, zaraz przy brzegu srebrzystej Leny. Położyłem się na wilgotnej trawie a ona obok mnie i znów przyjemnie wiązała niebieskim sznurem. A ja dobrowolnie… bezradnie poddawałem się temu
-Jak masz na imię?
-Javina
Świerszcz grał skryty, gdzieś w cieniu brzozy.
-Skąd...?
-Ciiii nam obojgu potrzebny jest świat, w którym nie ważne są zaklęcia, słowa, ani inna magia, mamy siebie.

.........................................................................................................

Drugi strażnik – omen strachu.

Podniosłem głowę z biurka, na którym leżały papiery i księgi podatkowe. Obok stała szafa wypełniona do granic wytrzymałości opasłymi tomami. Mała czarna kozetka łapała promienie światła księżyca i lampy oliwnej. Nad nią wisiały portrety dziadka i pradziadka, dumnie wypiętych z szablą w prawej ręce wzniesionej ku niebu, ujeżdżających konie. Zdawali się spoglądać z zadziwieniem w mą twarz. Wziąłem jeden z dokumentów, podpisano go mą dłonią i atramentem z kałamarza na blacie niezgrabnymi literami, układającymi się w tytuł – poborca podatkowy. Nagle do pomieszczenia wślizgnęła się kobieta, uprzednio naciskając klamkę i popychając z zgrzytem drewniane drzwi.
-„Dobry wieczór panu. Proszę nie pracować tak długo. Ojciec by nie wyjechał, gdyby wiedział jaki ciężar zostawił na pańskich barkach…”
Z troską złapała moje ramię, pomogła wstać i odprowadziła do wyjścia.
-„… żona na pewno się niecierpliwi.”
Wskazała koniec korytarza mieniącego się blaskiem płomieni świeczników. Udałem się tam. Wejście było lekko uchylone.
-„To ty kochanie?”
Wszedłem do środka. Siedziała tylko w prześwitującej koszulce nocnej na krześle, obitym drogimi materiałami i z wymyślnymi zdobieniami, przed toaletką. Czesała z wdziękiem błyszczące, czarne włosy, sięgające pasa. Odłożyła szczotkę i stanęła przede mną.
-„Wreszcie jesteś, Sonia już śpi…”
Zwróciła wzrok w stronę kołyski. W środku śniła słodka osóbka, przykryta kołderką z koronkowymi falbankami.
-„… chodź do mnie.”
Rozpięła kolejno guziki i ściągnęła koszulę z mojego torsu. Usiadła na brzegu masywnego łoża z pofalowanym, purpurowym baldachimem, odgarniając pierzynę na bok. Zsunęła ramiączka. Całe odzienie opadło na dół, odsłaniając obfite piersi, szczupły, gładki brzuch. Jej oczy emanowały pożądaniem, uśmiechała się. Zdjąłem spodnie i przylgnąłem do niej. Morze gorąca spływało każdym nerwem ciała. Mocno wtapiała palce w plecy i obejmowała mnie udami. Twarde sutki wraz z miękkimi piersiami ocierały się o moją klatkę w tempie przyspieszonego tętna. Zanurzyłem swe usta w wargach, które miała nieznacznie rozwarte przez ciężki oddech. Przyjemność biegła kropelkami potu od czoła do stóp. Nasze włosy splątywały się kosmykami, przyklejając do mokrej skóry. Łączyły w jedną całość umysł rwane namiętnością, kipiące burzą uniesienia. Po wszystkim jeszcze dłuższy czas pieściliśmy nasze ciała. Zasnęła pierwsza, wtulona w poduszkę, nadal trzymając mnie blisko siebie nogą. Cieszyłem się, miałem młodą żonę, córkę i bogatego ojca.

***

Siedziałem rankiem na krześle, przy którym wczoraj ją zastałem. Przesiąknięte łagodnym zapachem perfum, pobudzało zmysły, przypominając ostatnią noc. Patrzyłem na nią. Głowę lekko miała przekręconą naprzeciw wzniesionej ręce, ugiętej w łokciu, spoczywającej na posłaniu z włosów. Niedbale ułożona kołdra, odsłaniała jasne, jedwabiste udo. „Jesteś taka piękna” – szepnąłem, poprawiłem okrycie, by nie zmarzła i pocałowałem delikatnie w czoło. Podniosłem rzucone na podłogę ubrania, poskładałem w kostkę i przeniosłem na szafkę obok. Obudziła się. Uniosła twarzyczkę, wspierając się na łokciach i rozejrzała ledwo otwartymi oczami, zlepionymi snem. Byłą wspaniała. Tylko moja i nikogo więcej.
-„Już nie śpisz?”
Usiadłem przy jej boku i objąłem.
-„Dzień dobry kochanie.”
Odwróciła się w moim kierunku i położyła swoje nogi na moich. Złapałem jej łydkę, głaszcząc, podciągnąłem ku niej i zacząłem masować stopy, podbicie, palce. Uśmiechała się, ukazując białe ząbki i uszczypała nimi czule w szyję.
-„Przestań mam łaskotki. Musimy zejść, dziś ma wrócić twój ojciec.”
Z wyrzutami sumienia wstałem, wypuszczając z uścisku żonę i podałem koszulę. Ubrała ją. Po chwili rozległo się pukanie do drzwi.
-„Mogę…?”
Była to ta sama kobieta, którą poznałem w biurze.
-… kąpiel gotowa, zaopiekuję się Sonią, gdy się zbudzi.”

***

Kiedy wycieraliśmy wzajemnie nasze ciała w zaparowanej łaźni, usłyszeliśmy głośną wrzawę, dobiegającą z dolnych korytarzy. Szybko się ubraliśmy i zeszliśmy boso po zimnych, kamiennych stopniach. Cała służba witała i pomagała wejść starszemu mężczyźnie. Gdy nas zobaczył, rzucił płaszcz na podłogę i uściskał najpierw moją żonę potem mnie.
-„Witajcie tak się za wami stęskniłem”
Niepewnie spoglądałem w jego twarz.
-„Nie cieszysz się, że twój jedyny ojciec wrócił?”
Wymusiłem grymas podobny do uśmiechu
-„Ale się ojcze zmieniłeś, już się bałem, że to jakiś kochanek.”
Zażartowałem, by przełamać ciszę. Służba zarechotała, ochoczo podnosząc walizki.
-„Musi pan być zmęczony po podróży… Zaprowadzę do pokoju, proszę za mną, w końcu wieczorem czeka nas bal.”
Zniknęli za zakrętem. Małżonka złapała mą dłoń i pociągnęła w kierunku nieznanych mi drzwi.
-„My też musimy się przygotować.”

***

Pomieszczenie pełne było wieszaków, stojaków z przeróżnymi strojami. Przymierzała po kolei każdą z sukien. Pomagałem wiązać wszystkie sznureczki i kokardki. W powietrzu unosiły się masy pyłków kurzu. Kichnęła jak malutki kotek, chowając nosek w dłoni. Oboje zaczęliśmy się śmiać z zaistniałej sytuacji. Ucałowałem ją mocno i pogładziłem po odsłoniętych ramionach. Patrzyliśmy sobie dłuższą chwilę w oczy, oddech zaczął przyspieszać. Jednak wróciliśmy do wybierania odpowiedniego ubioru na bal. Jednogłośnie zdecydowaliśmy, że długie, zielone vestido, składające się z gorsetu uwydatniającego już wspaniałe kształty z rozcięciem u spodu, z paskiem przeplecionym za szyją i pomarszczonej spódnicy z błyszczącego materiału, będzie doskonałe. Dobraliśmy jeszcze pantofelki za sprzączką we wzorze różanego kwiecia, wisiorek z kamieniem mieniącym odbitymi promieniami dekolt właścicielki i złotą bransoletkę na nadgarstek.
-„Teraz pora na ciebie, rozbieraj się.”
Mówiąc to oblała policzki swe rumieńcem. Włożyła na mnie mundur, złożony z białych spodni, niebieskiej marynarki, przepasanej bielą z brązowymi guzikami i czerwonymi mankietami. Nim zdążyłem zapytać dlaczego taki wariant wybrała, zakomunikowała.
-„Muszę się tobą pochwalić.”
Pierwsi goście zaczęli się zjeżdżać. Kłaniali się z największym szacunkiem. Z podsłuchanych rozmów przybyłych, dowiedziałem się, że to bal pożegnalny na moją cześć… Jutro mam wyruszyć na wojnę.

***

Po odprawieniu gości do ich domów i wysłuchaniu pochwał na temat balu, muzyki, jedzenia, które wcale mnie nie cieszyły, żona odprowadziła moje ciało do łóżka, bowiem duch więziony był strachem.
-„Śpij, ja muszę cię spakować.”
Gdy wychodziła, padła nagle przy mej głowie i płakała.
-„Nie chcę zostać sama, boję się.”
Objąłem ją i pocieszałem.
-„Wszystko na pewno dobrze się ułoży. O czym miałbym opowiadać naszej córeczce, a potem wnukom?”
Otarłem łzy z jej policzków i błyszczących oczu. Uspokoiła się.
-„Ale ja jestem głupia, musisz wypocząć a ja jeszcze cię męczę.”
Oddaliła się i zniknęła za drzwiami. Nie zasnąłem tej nocy, czują dziwny niepokój.

***

Po kilku tygodniach marszu zabrzmiały trąby ostrzegające przed wrogim wojskiem. Nuty biegły od ucha do serca każdego żołnierza, mrożąc krew, wstrzymując działania mięśni. Szybko ustawiliśmy szyk bojowy i czekaliśmy wystraszeni i zmęczeni końca. Nadciągały baterie nieprzyjaciół. Było ich sporo mniej. Chwyciliśmy broń i ruszyliśmy naprzód. Przednia obrona nagle położyła się na trawie, ukazując za nią działa artyleryjskie. Najpierw wystrzelono kartacze. Rozpadły się na setki lotek, rażąc mych kompanów. Padali jeden za drugim w krwistej kałuży swojego ojca, syna, brata, przyjaciela. Potem połączone kule łańcuchowe z ostrymi wypustkami miały swój czas. Wirowały, bezwzględnie rozrywając ciała i wyszarpując członki. Nasze oddziały stopniały o ponad połowę. Spoczywając teraz z wyrazem niesprawiedliwości w szczątkach innych. Wszystko skąpane było odorem posoki, strachu, prochu. Puścili konnice, by dokończyły to, co zaczęła artyleria. Udawałem martwego, bałem się walczyć. Nikt nie ocalał. Trwałem wśród martwych, strwożony jakby mieli wstać i mnie zabić. Patrzyli się, krzyczeli. Zamknąłem oczy… Widziałem każdą chwilę spędzoną z żoną, chciałem wrócić, martwiłem się, że to już niemożliwe. Żałowałem wyprawy, która zamieniła życie w krainę cieni.

***

Obudziłem się spocony na wyspie. Nie wiem jak umarłem, nie widziałem. To byłą moja druga śmierć.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Moja droga Strona Główna -> Moja własna twórczość Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin